Przepraszam, ale chwilowo muszę zawiesić bloga. Mam coraz mniej czasu i chyba braknie mi już weny. Jak tylko ona się u mnie pojawi, natychmiast nadrobię zaległości ;)
Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe.
Ściskam!
~~Ami
Chłopak dla przyjaciółki
sobota, 15 listopada 2014
czwartek, 26 czerwca 2014
Rozdział 11 Wziąć się w garść
Otworzyłam lekko oczy.
Zobaczyłam tylko białe oślepiające światło. Gdzie ja jestem? – pytałam sama
siebie. Po chwili poczułam uścisk dłoni. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam
siedzą obok mamę i tatę. Uśmiechali się. Chciałam coś powiedzieć, ale z mojego
gardła wydobył się tylko słaby dźwięk.
- Cśśśś… - Mama gładziła moją dłoń. – Jesteś w szpitalu. Miałaś wypadek
na przejściu dla pieszych. Pamiętasz? – Pamiętałam tylko to. Pamiętałam jak
trafiłam ostrość… Pokiwałam leciutko głową. – Byłaś nieprzytomna pięć dni. W
czasie wypadku doszło do poważnych obrażeń. Masz złamaną lewą rękę. –
Rzeczywiście, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że mam ją ustabilizowaną. –
Wstrząśnienie mózgu, rozbity łuk brwiowy… - Odruchowo sięgnęłam ręką do głowy.
Poczułam pod palcami opatrunek. – I teraz spokojnie, Wiki. Masz wyciętą lewą
nerkę.
Co?! – chciałam krzyknąć. Jak to?
Nie, to niemożliwe. Słyszałam, że da się żyć z jedną nerką, ale nigdy nie
wyobrażałabym sobie, że ja miałabym tak
żyć.
Nagle zaczęłam szybciej oddychać.
Mimo podłączonego tlenu, nie mogłam złapać powietrza.
- Siostro! – krzyknął tata.
- Spokojnie, Wiktorio. Nic się nie dzieje. Spokojnie. – Do mojego łóżka
podeszła młoda czarnowłosa kobieta. Wyglądała na około 25 lat. Była śliczna.
Przestawiła coś w aparaturze, uśmiechnęła się i wróciła do biurka w rogu
sali.
- Była tutaj Marlena i jej brat. Bardzo martwili się
o ciebie. - Uśmiechnęłam się. Miło było
wiedzieć, że jest się ważnym nie tylko dla rodziny. – Teraz musisz odpoczywać.
Śpij sobie. My pojedziemy do domu, zjemy coś, odświeżymy się i wrócimy. Dobrze?
– Chciałam powiedzieć, że na pewno jestem w dobrych rękach, że niech się prześpią,
odpoczną, ale tylko pokiwałam głową. – To do zobaczenia, kochanie.
Dali mi całusa w czoło i wyszli. A ja zasnęłam.
***
Już przed otworzeniem drzwi słyszałam, że w mieszkaniu dzwoni
telefon. Zdziwiłam się, bo Marcin powinien być już w domu, dlaczego więc nie
odbiera. Otworzyłam drzwi z klucza i dopadłam telefonu.
- Halo? – spytałam.
- Dzień
dobry, Marlenko. Dzwonimy, bo pewnie chciałabyś to wiedzieć. Wiki wybudziła się
już, ale na razie musi odpoczywać. Jutro zostanie przeniesiona na oddział chirurgii
dziecięcej. Sali jeszcze nie znamy, ale jak przyjdziesz na oddział to
powiadomimy pielęgniarki o twoich odwiedzinach. Dzisiaj już nie przychodź,
ponieważ Wiki ciągle śpi i tylko my mogliśmy wejść, ale też dosłownie na
chwilkę.
- Dobrze. W
takim razie dziękuję za informację. Jutro na pewno ją odwiedzę.
- Świetnie. To
do zobaczenia.
- Do widzenia –
pożegnałam się.
Zdjęłam wierzchnie ubrania i
weszłam do pokoju Marcina. Leżał na łóżku ze słuchawkami w uszach. Był blady,
mizerny, miał worki pod oczami. Nie
przypominał Marcina sprzed tygodnia. Podeszłam do niego i wyjęłam mu jedną ze
słuchawek. Otworzył oczy, ale nie spojrzał
na mnie, patrzył w sufit.
- Cześć, brat!
Co się dzieje?
- A co ma się
dziać? – Nadal nie miałam z nim kontaktu wzrokowego.
- Chłopie, widziałeś siebie w lustrze?
Wyglądasz jak widmo. Ogarnij się! Idź się wykąp, zjedz coś i dopiero do mnie
przyjdź. Mam dla ciebie wiadomość, dobrą wiadomość, ale najpierw musisz się
ogarnąć.
Marcin nie reagował. Nadal patrzył w sufit.
- Słyszałeś?
Marcin, mówię do ciebie.
- Słyszę.
Traciłam cierpliwość. Jestem
młodsza, a nie użalam się nad sobą tak jak on. To w końcu moja przyjaciółka
leży w szpitalu nie jego. I to nie on spowodował ten wypadek, więc nie powinien
się tak zachowywać. Wyszłam z jego pokoju i udałam się do swojego. Kiedy
włączałam komputer, usłyszałam skrzyp drzwi do łazienki. A jednak. Minęła
godzina, nim Marcin zjawił się u mnie w pokoju. Nadal miał mokre włosy, ale
wyglądał lepiej.
- No więc co to
za wiadomość?
- Aha. Teraz to
jesteś ciekawy? A telefonu ci się nie chciało odebrać? Wiki się już wybudziła.
Przeszła operację wycięcia lewej nerki. Ma wstrząśnienie mózgu, rozbity łuk
brwiowy, złamaną lewą rękę. Jutro przenoszą ją z OIOM-u na chirurgię dziecięcą.
- Marcin był zszokowany. Widziałam to w jego oczach. Nie wiedział co
powiedzieć. – Ale spokojnie, jutro do niej idę i pogadam z nią. Jak weźmiesz
się w garść to pojutrze możesz iść ze mną.
- I to ma być
ta dobra wiadomość? Dziewczyno, ją prawie zabiłem!
- Marcin, co ty
pieprzysz?! O czym ty mówisz? To nie ty jechałeś tym samochodem! Zrozum to!
- Ale gdybym
się z nią wtedy nie umówił, nie doszłoby do tego.
- Chłopaku,
ogarnij się! To nie była twoja wina, rozumiesz? Nie twoja wina!!!
- Muszę się
wziąć w garść – szepnął.
- No! I tak
masz trzymać! – Uśmiechnęłam się. – Jadłeś coś? Bo ja chyba zrobię zapiekankę.
_________________________________________________________________
Zgodnie z obietnicą dodaję posta :)) Mam nadzieję, że Wam się spodoba i że z niecierpliwością będziecie czekać na kolejny rozdział :) Po przeczytaniu proszę o zostawienie Waszej opinii w komentarzu :) Z góry dziękuję :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)