sobota, 29 marca 2014

Rozdział 10 Czas dłuży się nieubłaganie

      Od dnia wypadku minęło cztery dni. Wiki nadal nie odzyskiwała przytomności. Lekarze mówili, że to silna dziewczyna i wyjdzie z tego. Jednak rodzice bardzo martwili się o jedyną córkę. Spędzali całe dnie w szpitalu, co jakiś czas tylko wracając do domu, by kilka godzin się przespać. Marlena też przychodziła zaraz po skończeniu lekcji. Razem z nią Marcin. Bardzo martwił się o Wiki. Miał wyrzuty sumienia. Gdyby nie ich spotkanie, dziewczyna nie leżałaby teraz w szpitalu w ciężkim stanie.
          W szkole  też wszyscy bardzo martwili się o koleżankę. Wiki była bardzo lubiana przez klasę i nie tylko. Starała utrzymywać dobry kontakt ze wszystkimi znajomymi. Owszem zawsze mówiła co myśli, lecz w niewulgarny sposób, ale spokojny, nie obrażając nikogo. Z całej społeczności szkolnej, oprócz Marleny i Marcina, o Wiktorię zamartwiał się także Maks. Przez ostatnie dni siedział zadumany na lekcjach, nie odzywał się do nikogo i nie było z nim prawie żadnego kontaktu.
Wszyscy nie łatwo to znosili…
***
- Dzień dobry! – przywitałam się z rodzicami Wiki, którzy akurat pili kawę przed Odziałem Intensywnej Opieki Medycznej. Miałam wielką nadzieję, że ich tutaj spotkam. Mi, jako osobie nie spokrewnionej z Wiktorią, nie można było przekroczyć progu, więc przez tyle dni nie wiedziałam nic o stanie zdrowia przyjaciółki.
- Cześć, Marlena! – odpowiedziała przygnębiona mama Wiki. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Miała worki po oczami, ubrana w luźny sweter i dżinsy. Zawsze była dobrze umalowana, elegancko ubrana i z przyklejonym uśmiechem do twarzy. Jako prezes agencji dla modelek, nie mogła pozwolić sobie na worki pod oczami i pesymistyczne nastawienie.
- Czy wiadomo coś o stanie zdrowia Wiki?
- Stan jest ciężki, ale stabilny. Nie pogarsza się, dzięki Bogu.
- Ale jeszcze nic nie wiadomo?
- Lekarze mówią, że wyjdzie z tego i żeby się nie martwić. Ale jak można być spokojnym w takiej sytuacji?! – powiedział tata Wiki.
***
Po pięciu dniach stan potrąconej w wypadku samochodowym dziewczyny pogorszył się. Lekarze jeszcze niedawno pełni nadziei, teraz stracili cały optymizm. Pacjentka nie wybudziła się jeszcze od dnia wypadku, a stan zaczynał się pogarszać. Postanowili wykonać szereg dodatkowych badać, by dowiedzieć się co się dzieje z organizmem.
          Czas dłużył się nieubłaganie. Wszyscy byli przygnębieni i zmartwieni. Kierowca został aresztowany i przesłuchany. Rodzice Wiktorii zgłosili także sprawę do sądu. Prokuratura podjęła postępowanie.
***
          Ciężko jest żyć spokojnie, gdy właśnie twoja ukochana osoba leży w ciężkim stanie w szpitalu na OIOM-ie.  Czy muzyka może być lekarstwem na smutki? Lekarstwem nie jest, ale może przynieść chwilową ulgę. Marcin, by poradzić sobie jakoś z tym wszystkim, całe dnie poświęcał muzyce. Słuchał jej głośno, by zagłuszyć własne myśli, zagłuszyć żal, zagłuszyć wyrzuty sumienia. A co jeśli Wiki umrze? Jak on będzie żył ze świadomością, że przyczynił się do śmierci ukochanej osoby? Nie, nie można tak myśleć! Wiki wyzdrowieje! Ona jest silna! Ona wyjdzie z tego! Musi! 

piątek, 28 marca 2014

Nowy post już się pisze!

Nowy post już się pisze! :) Mam nadzieję, że jutro będę mogła go dodać ;) Dzięki za cierpliwość i za to, że ktoś jeszcze to czyta i czeka ;) Kocham Was za to! ;*
~~Ami

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 9 Kilka metrów

          Spotkanie miało odbyć się w sobotę. Marcin umówił się z Wiktorią przy mostku o 12.30. Kilka dni temu spał pierwszy śnieg, a ponieważ temperatury nie były wyższe niż 0oC i śnieg padał niemal bez przerwy, trzeba było wyciągnąć ciepłe buty i zimowe kurtki z szafy.
        Wiki obudziła się zbyt późno, bo do spotkania zostało 40 minut.  Szybko zjadła dwa tosty z marmoladą, wykonała poranną toaletę i delikatny makijaż. Udała się do pokoju i stała tam chwilę przed otawrtą szafą, nie wiedząc co ubrać na spotkanie tego typu. Wybrała jednak ciepły różowy gruby rozpinany sweter, top na ramiączka w jasnoróżowe dość duże kwiaty i ciemne rurki. Po włożeniu ciemnych trzewików, chwyciła telefon i kurtkę z szalikiem i czapką z bąblem i wyszła. W windzie, przeglądając się w lustrze, osądziła, że wygląda, jak mały bałwanek w tej kurtce i postanowiła kupienie drugiej, w której będzie wyglądała lepiej.
       Marcin już czekał. Co prawda dziewczyna miała jeszcze 5 minut, ale chłopak stał zdenerwowany, myśląc, że jednak zrezygnowała i nie przyjdzie.
     Wika zbiegła po schodach, wyszła z klatki i patrząc na zegarek, przyśpieszyła kroku. Do miejsca spotkania zostało kilkanaście metrów. Dziewczyna zatrzymała się na światłach. Widziała już postać, stojącą na mostku. Zielone światło. Spojrzała się w prawo, lewo, w prawo. Weszła na pasy. Przeszła kilka metrów i nagle… Poczuła silny ból i upadła. Kierowca, który potrącił Wiktorię, wyszedł z samochodu i zamiast sprawdzić stan dziewczyny, zaczął oglądać zderzak samochodu. W pewnej chwili do dziewczyny podbiegła młoda kobieta. I sprawdzając stan potrąconej, zaczęła krzyczeć na mężczyznę, ale Wiktoria tego już nie słyszała, ledwo widziała jak kobieta rusza ustami, obraz zaczął się jej rozmazywać, aż w końcu znikł…
     Marcin widząc co się stało na przejściu, zaczął biec, jak mógł najszybciej. Był zszokowany widokiem nieprzytomnej Wiki. Zaczął krzyczeć:
- Czy ktoś wezwał karetkę?!
- Tak, jak tylko to zobaczyłam. Za chwilę będą razem z policją.
- Co?! Jaką policją?! Przecież nic się nie stało!
- Nic się nie stało?! Człowieku, ta dziewczyna jest nieprzytomna! Czy ty tego nie widzisz?! –krzyczał Marcin.
- Weź odczep się ode mnie gnojku! Śpieszę się na spotkanie. Do widzenia.
- Chwileczkę! Gdzie się pan wybiera? Nigdzie pan nie ucieknie! – Tym razem do akcji wkroczyła młoda kobieta, słysząc sygnał karetki, zbliżającej się do miejsca wypadku razem z policją.  
W tej chwili samochody zatrzymały się. Ratownicy otoczyli Wiki i zaczęli ostrożnie badać dziewczynę. Policja natomiast rozmawiała ze sprawcą wypadku. Marcin udzielił jednemu z ratowników informacji ile lat ma potrącona, jak się nazywa i obiecał zaraz zadzwonić do rodziców dziewczyny i powiadomić ich o zdarzeniu. Dowiedział się, że Wiki jest w bardzo ciężkim stanie. Ratownicy przeprowadzali reanimację na ulicy, by przywrócić pracę serca.
Zaraz po odjeździe karetki zadzwonił do Marleny.
- Cześć, młoda! Słuchaj i nie przerywaj! Wiki miała wypadek… - nie zdążył dokończyć.
- Co?! Żartujesz sobie? To niemożliwe…
- Miałaś nie przerywać! Słuchaj! Dzwoń do jej rodziców i przekaż im, że Wiki miała wypadek  i jest w ciężkim stanie. Zabrali ją do szpitala na Piłsudskiego. Zaraz będę w domu, ale ty dzwoń natychmiast!
 - Jasne! Narka!
Marcin postanowił porozmawiać chwilę z młodą kobietą, która panowała nad sytuacją i zatrzymała kierowcę. Okazało się, że jest studentką na trzecim roku na kierunku filologii polskiej. Była ładna. Rudawe włosy, spięte w luźny kok. Delikatny makijaż idealnie współgrał z beżowym kominem i czarnym płaszczykiem.
- Znasz tę dziewczynę. Słyszałam, jak podawałeś jej dane ratownikowi. Jest dla ciebie kimś ważnym?
- Jak to powiedzieć… Jest przyjaciółką mojej siostry. Szła na spotkanie ze mną… Wymienialiśmy kilka SMS-ów, ale ona nie wiedziała z kim pisze. Właśnie dzisiaj miała się dowiedzieć. Bardzo mi się podoba, już od dłuższego czasu, ale ona chyba ma kogoś na oku… Zresztą… Nie zawsze jest tak, jak my chcemy…
- Jesteś strasznie mądry – powiedziała rudowłosa i uśmiechnęła się serdecznie. –Podam ci mój numer telefonu, bo chciałabym mieć kontakt z tą dziewczynką. A ty na pewno będziesz wiedział, co z nią.
- Okej. Wiki też chce być polonistką, może akurat będzie miała jakąś znajomą polonistkę, oprócz tych w szkole.
- Jeśli tak, to ja już jej na pewno nie odpuszczę! A tak w ogóle jestem Sara – powiedziała i podała chudą zimną dłoń.
- Marcin. Wybacz, ale siostra miała dzwonić do rodziców Wiki i raczej powinien już być w domu.
- Jasne, nie ma sprawy. Będziemy w kontakcie, na razie.
Pomachała mu i odeszła, a po chwili odszedł także Marcin. 

sobota, 8 marca 2014

Przeprosiny :)

Bardzo Was przepraszam, że nie ma kolejnego posta, ale wena ostatnio mi nie dopisuje i mam pewne kłopoty ze stanem zdrowia... Postaram się wymyślić, przynajmniej coś krótkiego...
Bardzo Was przepraszam i mam nadzieję, że będzie cierpliwie na mnie czekac :)
Pozdrowienia,
~Ami