sobota, 28 września 2013

Rozdział 6 Mała kartka w kratkę

        Siedziałem sobie pod salą do fizyki i spisywałem pracę domową od Sebka. Nagle słyszę dziewczęcy jedwabny głos:
- Hej, Marcin! Miałbyś chwilę? Chciałabym pogadać. 
       Podnoszę głowę,  widzę koleżankę Marleny i moją sąsiadkę w jednym. Stoi i szczerzy swoje idealnie równe i białe zęby. Przywitałem się, myśląc: " Nie wiem o czym mógłbym z tobą rozmawiać. Z Marleną jak się nie mylę, wszystko w porządku. Poza tym uczą się w innych klasach", zgodziłem się na rozmowę.
       Wstałem i odeszliśmy kawałek. Za nami dało się słyszeć nieznośne krzyki chłopaków typu: "Fajna laska!", "Niezłe tyłki wyrywasz Cinek" i inne na temat wyglądu Sylwii. Starałem się je ignorować. Natomiast dziewczynie najwyraźniej to pasowało, bo uśmiechała się triumfalnie. 
- Dobra. O czym chcesz pogadać? - spytałem dość łagodnie. 
- No więc, jak pewnie już wiesz, jutro jest dyskoteka z okazji Dnia Chłopaka. Może chciałbyś iść na nią ze mną?
- Yyyy...To znaczy...
Co miałem jej powiedzieć? Sam nie wiedziałem czy chcę, czy nie chcę.
- Okej. To znaczy, mogę z tobą iść.
- Świetnie. Dasz mi swój numer to napiszę jeszcze co i jak. Dobra?
- Spoko - odpowiedziałem i podałem jej swój numer telefonu, a ona swój mi.
- Dzięki, do zobaczenia.
- Hej! - odpowiedziałem, a ona znów zaprezentowała ten swój uśmiech i odeszła krokiem modelki.
         Kiedy odprowadzałem ją wzrokiem, dostałem SMS'a. Otworzyłem wiadomość i z hukiem oparłem się o ścianę. Była od Wiki i brzmiała:

Hej! Chciałabym wiedzieć czy jesteś z mojego gimnazjum. Czy byłaby taka możliwość,           żebyśmy się spotkali? Dobrze by było, gdybym wiedziała jak wyglądasz, bo to nie fair jak       ty wiesz, a ja nie. Odezwij się kiedy będziesz miał wolną chwilkę. A tak wogle jak masz na       imię? Wika

- Fantastycznie! Właśnie pękła kładka, przeprowadzająca mnie do Wiki przez dziurę. I jeszcze umówiłem się z tą Sylwią - myślałem. 
Załamany wróciłem pod klasę. Znów usłyszałem te głupie teksty, ale mnie to już kompletnie nie interesowało, a Sylwia tego nie słyszała.

                                                                           ***
         Pani Grajko, bardzo miła nauczycielka plastyki, uzupełniała dzisiaj dziennik i zajmowała się sprawdzaniem jakiś prac. Tym samym dała nam czas wolny, czas dla siebie. 
Siedziałam w ostatniej ławce oparta o ścianę, nogi położyłam na krześle obok i za pozwoleniem pani, słuchałam z zamkniętymi oczami muzyki z telefonu. Pani co jakiś czas uciszała klasę, bo było za głośno, ale oni byli ciszej tylko przed chwilę, a potem wszystko wracało do pierwszej  sytuacji.
         W pewnym momencie poczułam dziobanie w ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Lenę z wyciągniętym w moją stronę wyłączonym długopisem. Wyjęłam słuchawki z uszu i spytałam:
- Co chciałaś? Sorki, miałam małą zawieszkę - uśmiechnęłam się.
- Spoko. Masz, to od Maksa- powiedziała i podała mi małą kartkę w kratkę. - Odpisz i przekaż albo mu powiedz. Jak chcesz.
- Okej.
         Otworzyłam złożoną na cztery karteczkę i przeczytałam pytanie brzmiące: "Wiki, chciałabyś iść ze mną na dyskotekę z okazji Dnia Chłopaka?" . Nie wiedziałam. 
Maks w sumie to fajny i przystojny chłopak. Wiem, że podrywają go rówieśniczki, a nawet dziewczyny z III klas. Ma blond włosy i  mocno zielone oczy. Posypany drobnymi piegami nos nad uśmiechem z dołeczkami w policzkach. Jest uroczy. 
    Kiedyś było moim ideałem. Księciem z dziecięcej bajki o księżniczkach. To było w VI klasie. Jakimś dziwnym trafem, los przydzielił nas do tej samej klasy w gimnazjum.  Moje uczucie trwało jeszcze jakiś czas. Potem niespostrzeżenie wygasło. Owszem nadal sądzę, że jest przystojny, nawet bardzo i nadal mi się podoba, ale nic do niego nie czuję.
    Zastanowiłam się chwilę nad tym czy iść. W sumie obecność partnera jest obowiązkowa, więc czemu nie. Podeszłam do Maksa i powiedziałam:
- Maks, zgoda. Mogę z tobą iść - uśmiechnęłam się najserdeczniej jak umiałam. On odwzajemnił to. Widać było, że jest bardzo szczęśliwy. - Jeszcze się dogadamy jutro, okej?
- Dobra.
           Wróciłam na swoje miejsce i znów zanurzyłam się w przyjaznych moim uszom dźwiękom.

piątek, 13 września 2013

Rozdział 5 Sznurówki w dwóch innych kolorach

   Po zakończeniu lekcji polskiego, wyszłam szybko z klasy, bo dostałam SMS'a od Wiki, żebyśmy spotkały się w szatni przy sklepiku szkolnym na tej przerwie. Zbiegłam po bocznych schodach i byłam na miejscu. Zobaczyłam biegnącą przyjaciółkę. Wyglądała uroczo. Jej krótki warkoczyk podnosił się do góry i po chwili opadał. Na policzkach pojawiły się rumieńce, a w oczach dało się zauważyć błysk. Zahamowała tuż przede mną i ukazała ząbki w szerokim uśmiechu. 

- Hej! - wydyszała.
- Hejo! O co chodzi? - spytałam.
- Słuchaj, napisał do mnie chłopak, ale nie mam zapisanego jego numeru w telefonie. To chyba ta twoja zaufana osoba - W tym momencie wyjęła swój gadżet z kieszeni jasnych dżinsowych rurek. Spojrzałam na nią. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest chuda. Nie szczupła, ale chuda jak patyk. Czyżby się odchudzała? Jeszcze z nią o tym porozmawiam. 
- Masz! Przeczytaj to! - nakazała i przysunęłam mi telefon do  mojej twarzy. 
        Przeczytałam, uśmiechnęłam się i po cichu powiedziałam:
- Dobra robota!
- Co? - spytała Wiki. 
- Nie ważne - odpowiedziałam. Dobrze, że przy sklepiku zawsze jest gwar. To on sprawił, że moja przyjaciółka nie dosłyszała. - Ma chłopak odwagę. Odpisałaś mu coś?
- Co ty?! Zwariowałaś?! - krzyknęła, na tyle głośno, że osoby przechodzące obok spojrzały się na nas. W zamian za zdziwione spojrzenia, Wika rzuciła im szczery uśmiech.
- Nie. JESZCZE nie zwariowałam - odpowiedziałam. - Myślę, że powinnaś się z nim spotkać.       Tak na żywo, a nie w esemesowym świecie.
- Ty naprawdę zwariowałaś! Spotkać?! Chyba żartujesz!
- Słuchaj, przypominam ci, że ta osoba jest mi bliska. Nie zrobi ci krzywdy. Spotkaj się z nim. -                                     Wika kręciła przecząco głową, zgłaszając sprzeciw. - Jejku! Co ci szkodzi?
- Ty myślisz, że to tak łatwo. Łatwo to jest platać językiem. Co innego jak trzeba to zrobić. 
- Przestań, Wiki! Musisz się z nim spotkać. 
- Ok, ale pod warunkiem, że idziesz ze mną. 
      Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:
- Zgoda. Napisz do niego, że chciałabyś się spotkać i wiedzieć czy uczy się w naszym gimnazjum, ewentualnie, jak ma na imię. Chociaż nie wiem czy ci odpowie na to. 
      Wika napisała wiadomośći i przeczytała ją na głos. Uznałam, że może być, a ona wysłała ją. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że to długa przerwa. Uznałyśmy, że pójdziemy się jeszcze przejść się po szkole i pooglądać tegorocznych pierwszaków. 
                                                                            ***
      To długa przerwa. Super! Pobiegłam do planu lekcji i zobaczyłam, że IIIe ma na drugim piętrze. Sprawnie wbiegłam po schodach na wyznaczoną kondygnację, ale tak, żeby jak najmniej naruszyć moją fryzurę, czyli swobodne fale, mniej więcej od połowy długości włosów. Rozejrzałam się po holu. Na końcu lewej ściany siedział On. Jak zwykle śliczny. Miał krótko obcięte włosy, ale z lekko zapuszczoną grzywką. Patrzył orzechowo-miodowymi oczami i czarował zniewalającym uśmiechem. Ubrany w turkusową  koszulę i czarne spodnie z prostymi nogawkami. Na nogach miał krótkie trampki ze sznurówkami w dwóch innnych kolorach. Jedne neonowo żółte, a drugie neonowo zielone. Siedział i spisywał jakąś pracę. Podeszłam bliżej, stanęłam naprzeciw niego, zaprezentowałam mój uśmiech numer 1 i powiedziałam:
- Hej, Marcin! Miałbyś chwilę? Chciałabym pogadać.
- Czeeść - zdziwiony podniósł głowę znad zeszytu. - Dobra.
     Wstał i odeszliśmy kawałek. Słyszeliśmy jak jego koledzy wiwatowali na MÓJ widok. To nie moja wina, że podobam się tak wielu chłopakom. Ich problem. Mi to pochlebia.
- Dobra, o czym chcesz pogadać? - spytał przyjaźnie, a ja się uśmiechnęłam. 

środa, 11 września 2013

Rozdział 4. Wibracja w kieszonce

   Marlena z Wiką szły powoli do szkoły. W pewnym momencie usłyszały:
- Hej! Marlena!
      Przyjaciółki spojrzały na siebie. Czego ona jeszcze chce?
- Sylwia! Czego chcesz?
- Może byś się tak przywitała najpierw? - Sylwia uśmiechnęła się ironicznie. - Marlena, chciałabym z tobą pogadać. Tylko bez Wiktorii.
Spojrzała na Wikę wzrokiem pełnym nienawiści i wyrzutu, a do Marleny dodała z szerokim uśmiechem:
- Mogłabym wpaść do ciebie dzisiaj. Ok. 16. Zgoda?
- Jeśli musisz - odpowiedziała zrezygnowana Marlena.
- Okej. To do zoba - zaprezentowała się z  tym swoim uśmiechem nr 4 i odeszła "modelkowym" krokiem, cicho postukując jesiennymi butami na 10centymetrowych obcasach w kształcie słupka. 
      Pani jesień nadeszła w tym roku bardzo szybko. Był początek października, a trawniki nie pokrywały się już trawą, tylko liśćmi pomalowanych przez jesień w wielu barwach. Silny, zimny wiatr zamiatał je ze skwerku przed szkołą oraz ztrącał z prawie już nagich drzew. Wiał z wielkim i silnym podmuchem.
     Wiki, chodź były już z Marleną prawie w szkole, naciągnęła na uszy swój granatowy beret i otuliła szyję błękitną apaszką, pasującą do granatowego flauszowego płaszczyka.
Marlena poprawił sobie kucyk i otworzyła drzwi, zapraszając gestem do wejścia Wiki. 
                                                                    ***
    Poczułam wibrację w kieszonce jasnych dżinsowych rurek. Tylko nie to. Może Kukła nie usłyszała. Inaczej, skończyło by się to konfiskatą telefonu i odbieraniem go przez rodziców. Może ma na  tyle dobry słuch, żeby usłyszeć wibrację w telefonie w kieszonce spodni uczenicy w pierwszej ławce, tuż za jej plecami. 
    Spojrzałam na nauczycielkę. Chyba nie usłyszała, bo nadal stała tyłem do klasy i zapisywała równania chemiczne.
- Proszę pani! - podniosłam rękę do góry.
Kukła odwróciła się do mnie twarzą.
- Słucham.
- Czy mogłabym iść do łazienki?
- Jeśli koniecznie musisz, to idź szybko, bo nie chcę mieć tu kałuży pod ławką.
W klasie dało się słyszeć tylko ciche chichoty. Wstałam i wyszłam z sali. Udałam się do łazienki i wyjęłam telefon z kieszeni. Otworzyłam wiadomość:

  Hej, Wiki! Już kilka dni zastanawiałem się nad tym i w końcu się odważyłem, więc piszę. Jesteś bardzo ładna i masz śliczne szare oczy. Nie przeszkadza mi to, że nosisz aparat na zębach. Twój uśmiech mimo to jest zniewalający. Wiem, że z powodu swojego wyglądu możesz mieć wielu absztyfikatów, ale i tak chcę, żebyś wiedziała, że mi się podobasz. M.

- Nie mam wielu absztyfikatów. Nie wiem, czy wogle jakiś chłopak zwrócił na mnie uwagę - pomyślałam. - Ten SMS to pewnie od tej bliskiej i zaufanej osoby od Marleny. Muszę z nią pogadać na tej przerwie.
    Włożyłam telefon do kieszeni i wróciłam jak najszybciej do klasy, żeby Kukła nie zaczęła nic podejrzewać. 

Rozdział 3. Orzechowe oczęta

         Słyszę pukanie do drzwi, nie ruszam się, bo mama już idzie otworzyć. 
- Dzień dobry, wejdź. Marlena jest u siebie w pokoju.
     Wiem kto to. Wiki. Otworzyłam drzwi do mojego pomieszczenia.
- Hej! - przywitałam się.
- Cześć - odpowiedziała ponuro Wika.
        Mama zrozumiała, żeby odejść i po chwili już jej nie było. 
- Chcę pogadać - powiedziała moja przyjaciółka.
       Objęłam ją ramieniem i weszłyśmy do mojego pokoju. Usiadłyśmy po turecku na łóżku i pierwsza odezwała się Wiki:
- Wygarnęłam wszystko Sylwii. Wykrzyczałam jej, że jest kretynką, że mam dość. Ona na to, czego mam dość. Powiedziałam jej. Wczoraj napisał do mnie Kuba, ten z mojej klasy. Chciał numer do, jak on to określił, "ślicznotki". Powiedziałam jej, że jest bezczelna, że jak śmie dawać nam rady dotyczące chłopaków. Na koniec wykrzyczałam jej, żeby się od ciebie i ode mnie odczepiła raz na zawsze. Nie obrazisz się na mnie za to? - Wika była naprawdę w złym stanie, siedziała ze spuszczona głową, a łzy ściekały jej po policzku.
- Wiki. - Podniosła głowę. - Już dawno chciałam jej to wyrzucić. Tylko ciągle to ona mi dogryzała tym, że jestem gruba. Przez nią tyle razy się kłóciłyśmy. Dobrze zrobiłaś. Ktoś musiał jej to wreszcie powiedzieć. Nie martw się - pocieszałam ją.
      Wstałam i objęłam ją mocno ramieniem. Było mi jej żal. Zawsze wszystko przeżywała dużo mocniej niż inni. Sylwia ją pewnie też dobijała tym, że za "panią Damą" szaleją chłopaki, a Wiki  czuła się brzydka. Szkoda mi jej.
      W pewnej chwili usłyszałyśmy pukanie do "wrot moje świata". Byłam pewna, że to mama. Wiki ocierała łzy, a ja podeszłam i otworzyłam drzwi. Spojrzałam zdziwiona, bo stał w nich mój starszy o rok brat Marcin.
- Mogę?
- Po co? - spytałam.
- Bo nudzę się,a jak się nie mylę, to jest Wiki. - Marcin wszedł, a raczej wepchał się do pokoju. - Hej! - uśmiechnął się.
- Hej! - Wiki odpowiedziła zduszonym przez wcześniejsze łzy głosem i też się lekko uśmiechnęła.
- Poza tym, z wami nigdy nie jest nudno - dodał. 
Przez następną godzinę graliśmy na konsoli.
- Dobra , Marlena. Ja już muszę iść. Świetnie się z wami bawiłam. Umiecie poprawić humor.
- Do usług - uśmiechnął się Marcin.
Odprowadziłam Wiki do drzwi.
- To cześć! Do widzenia!
- Hej! - odpowiedził Marcin.
- Cześć! - pożegnałam się.
-  Do widzenia! - ledwo dało się słyszeć z głebi mieszkania.
Potem wróciłam do mojego pokoju, a Marcin przyszedł za mną.
- Siostra, mam sprawę.
- O co chodzi? Chcesz pożyczyć kieszonkowe? Nie mam już.
- Oj, przestań. Czy ty myślisz, że zawsze chodzi o pieniądze? Chciałbym... Żebyś mi dała numer do...
- Wiki?
- Skąd wiesz? - spytał zdumiony.
- A czy ty myślisz, że tego nie widać jak się w nią wpatrujesz tymi orzechowymi oczętami, jak rzucasz te śmieszne teksty, a ona się śmieje jak wariatka? - spytałam uśmiechając się. - Pogadam z nią o tym, czy mogę.
- Ok. Poczekam. Zadzwonisz czy napiszesz na czacie?
- Dam ci znać! - krzyknęłam, a Marcin opuścił mój pokój.
                                                                          ***
     Jak ona śmiała mi tak ubliżyć? Ja bezczelna? Nie ja, tylko ona. "Odczep się ode mnie i od Marleny, raz na zawsze". Wredna. Jest brzydsza ode mnie, ale to nie powód, żeby mnie tak obrażać. 
     Nie mogę się tak łatwo odczepić od Marleny, bo ona ma przecież przystojnego starszego brata. Już, kiedy się tu wprowadziłam wpadł mi w oko. Nie mogę teraz tak sobie odpuścić. To nie w moim stylu. Muszę go zdobyć! Muszę! Nawet jeśli miało by to oznaczać przyjaźń  z tą grubą świnią - Marleną. 
                                                              

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 2 Prawda boli

          Był czwartek. Dziewczyny szły do szkoły. Wika była taka zdenerwowana, że przez całą drogę się nie odzywała. Marlena wyczuła, że coś jest nie tak. Sylwia jak zwykle szła tym "modelkowym" krokiem w nowych butach na dość wysokim słupku. "Wielka dama" pomyślała Wika. 

- Sylwia, o której dzisiaj kończysz lekcje? - spytała. 
- O 13.45. A co? 
- Chcę porozmawiać w cztery oczy. Ok? 
- Ok. Gdzie?
- Przed szkołą na murku. Tam się spotkamy. Marlena, mam nadzieję, że się nie gniewasz?
- Nie, dla mnie to żaden problem - uśmiechnęła się.
             Wiedziała, że Wiki wszystko jej potem opowie. Po prostu była tego pewna. Przecież były przyjaciółkami. 
              Weszły do szkoły i się rozdzieliły.
                                                                       ***
- Długo czekasz? - spytała  Wiki siedzącą na murku Sylwię. Wokoło nie było nikogo poza nimi. 
-  Około 5 minut. O czym chcesz porozmawiać? 
- O tobie.
- O mnie? Czemu mamy rozmawiać o mnie? 
Sylwia nadal siedziała.  
- Ja już dłużej tego nie zniosę! Mam dość!
- Chwila! O co chodzi?
- Wczoraj napisał do mnie Kuba z mojej klasy. Chciał numer do "ślicznotki". Zgadnij kogo?
- Czy wyglądam jak kula-zgadula? Mów!
- Ciebie, kretynko!
- Hej, uważaj co mówisz! - w tym momencie Sylwia wstała.
- Jak będę chciała! - krzyknęła. - Chodzisz jak modelka. Swoimi "przyjaciółkami" gardzisz, bo jesteśmy brzydsze i potrafisz nam nawet to wypomnieć. Jesteś bezczelna! A dodatkowo dajesz nam rady dotyczące chłopaków. Jak śmiesz! Odczep się ode mnie i od Marleny raz na zawsze. Przylepa!
     Wiki uciekła. Nie mogła dalej patrzeć na zdumioną Sylwię, bo to doprowadziłoby ją do ostateczność, czyli bójki. Czyżby ona była pierwsza, która powiedziała jej prawdę w oczy? Boli, co?
                                                                         

Rozdział 1 Jak pies spuszczony ze smyczy


       Wika, Sylwia i Marlena wracały ze szkoły. Chodziły do trzech innych klas. Wesołe głośno się śmiały i rozmawiały. Za nimi szło kilku chłopaków, też się śmieli. Wika zauważyła wśród nich Kubę, z którym uczyła się w klasie.
                                                                   ***
     Wika była średniego wzrostu szczupłą blondynką o obciętych do uszu bardzo jasnych włosach. Miała prawie czarne oczy i zadarty mały nos obsypany drobnymi piegami. Ten komplet wyglądał uroczo na jej buźce. Uśmiech, no coż zęby szpecił stały aparat. Chodziła do szkoły zazwyczaj w spodniach, rzadziej w spódnicach. Z pozoru może i była ładna, ale...
                                                                  ***
        Marlena średniego wzrostu brunetka o trochę puszystej budowie. Zawsze nosiła falowane włosy związane w kucyk. Podobno nawet do spania ich nie rozpuszczała. Niektóre dziewczyny uważały, że gdyby je rozpuściła ukryła by pod nimi duże uszy. Lecz ona się tym nie przejmowała. Dziewczyna miała zielone oczy, które przysłaniały krótkie, ale gęste rzęsy. Marlena gustowała w ciemnych dżinsach i bardzo często przychodziła w nich do szkoły.
                                                                  ***
        Za żadną z 3 przyjaciółek chłopaki nie oglądali się tak jak za... Sylwią, wysoką chudą szatynką o niebieskiech oczach, które przysłaniały długie i gęste rzęsy. Włosy związywała tylko na wf, bo sięgajace do pasa plątały się, gdy tylko schyliła głowę. Piękny biały uśmiech zniewalał każdego do kogo się uśmiechnęła. Mały zgrabny nosek idealnie pasował do drobnej twarzyczki. Wybierała ubrania, które podkreślały jej figurę. Poruszała się z gracja, prawie jak modelka. 
                                                                 ***

       Piiiiikkk!!! Na dźwięk wiadomości na czacie przerwałam pisanie. Weszłam w zakładkę czata i zobaczyłam wiadomość od Kuby. Czego on może ode mnie chcieć? I przeczytałam:
                
Kuba: Hej! ;) Dałabyś mi numer do tej twojej ślicznej przyjaciółki?
                                               Mam do niej sprawę :P
    
    Zignorowałam go. Jak śmie? Czy myśli, że ja nie mam uczuć? Zawsze Sylwia jest lepsza, ładniejsza, chudsza. Jeśli ktoś jest najlepszy to TYLKO Sylwia, ale i tak ja z Marleną jesteśmy lepsze od niej w nauce. 

      Kuba: To jak? Dasz mi numer do ślicznotki? 
      Ja:     Oczywiście, że nie. Jeśli chcesz go mieć, sam go zdobądź. 
               Taki twardziel z ciebie, a nie umiesz zdobyć nr tel. do "ślicznotki"? 

      I więcej nic nie napisał. Bardzo dobrze.



      Z Marleną przyjaźnimy się od IV klasy podstwówki, kiedy doszła do nas i nie było wolnej ławki, usiadła do mnie. Mimo to, że nie jest szczupła bardzo ją lubię. Nasza przyjaźń przetrwała do II klasy gimnazjum. Niestety nie trafiłyśmy do tej samej klasy, ale mieszkamy w tym samym bloku, więc często się widujemy. 
      Z Sylwią było inaczej. To ona się przykleiła do nas. Dziewczyna nie jest wredna, ale czasem  opryskliwa i potrafi się zachowywać jak pusta lala. Nawet nie zdaje sobie sprawy  jak bardzo denerwuje mnie i Marlenę to, że chłopaki uganiają się za Sylwią jak pies spuszczony ze smyczy za właścicielem. Postanowiłam, że gdy tylko nadarzy się okazja to jej to wygarnę. Mieszka w tej samej klatce co Marlena. Przeprowadziła się w I gimnazjum, ale nie chodziła do tego co my.
Czasem poprostu chciałabym, żeby się odczepiła. Daje mnie i Marlenie porady dotyczące chłopaków. Przez nią też często kłócę się z moją przyjaciółką. Tak jak ostatnio:

- Marlena, nie jesz za dużo? - spytała Sylwia popijając zieloną herbatę bez cukru.
- O co ci znowu chodzi, Sylwia? - prawie krzyknęła Marlena. 
- No wiesz, ja wypiłam filiżankę zielonej herbaty bez cukru, a ty odkąd tylko weszłyśmy do Wiki zażerasz te ciastka. A potem żalisz się, że nikt cię nie chce, że jesteś gruba. 
- Wiesz, Sylwia. Teraz już przesadziłaś, a poza tym nikomu się nie żalę
- Co? Bo powiedziłam ci prawdę? Boli co? - Sylwia zaśmiała się ironicznie.
- Jak możesz?! To moja sprawa co jem i co piję! Ty chcesz to sobie pij nawet wodę z sedesu, a mi nie dyktuj co ja mam "zażerać"!
- Nie chcę tego słuchać! Cześć, Wiki! 
I wyszła trzaskając drzwiami. Dobrze, że nie było rodziców, bo miałabym kłopoty. 
Potem Marlena zaczęła krzyczeć, czemu jej nie broniłam. 
- Marlena! Pogadamy jak ochłoniesz. A teraz przepraszam, ale wyjdź. Mam dość krzyków.
I wyszła też trzaskając drzwiami. 

To był piątek. Dziewczyny pogodziły się dopiero w poniedziałek w szkole, oczywiście z moją pomocą. 
Przez te dwa dni przychodziły do mnie, ale pojedynczo. 
Sylwia tak naprawdę to mnie traktuję jak przyjaciółkę. To do mnie wpada zawsze, gdy ma problem, nie do mnie i Marleny. Zwierza się tylko mnie. Marlena mi, a ja tylko Marlenie.