sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 8 Imię jak dla psa

- Marcin! Hej! Ja jestem tutaj! - Stałam i machałam rękami przed jego twarzą jednocześnie krzycząc. 
- Przepraszam cię na chwilę... - powiedział, mijając mnie. Odwróciła się i zobaczyłam, że idzie do tej przebrzydłej Wiktorii. Co ona ma w sobie takiego, że wszystkie chłopaki, jakie mi się podobają, podrywają ? Wygląda jakby się wyrwała z jakiejś bajki. Biedna mała księżniczka. Ojoj! Nie mogę oddać jej Marcina. On jest mój! Ona ma Maksa!          Nagle poczułam uderzenie w żebro. Jakaś tańcząca para wpadła na mnie. Zeszłam z parkietu zniesmaczona i usiadłam na krześle.
***
         Tańczyłem z Sylwią, gdy na salę weszła roześmiana Wiki z jakimś chłopakiem. Odtrąciłem moją partnerkę, przepraszając ją na chwilę. Podszedłem do Wiki i powiedziałem:- Cześć! Ślicznie wyglądasz! - O, hej! Ty też niczego sobie - odpowiedziała, uśmiechając się. Czułem na sobie wzrok tego chłopaka. Niewątpliwie, gdyby mógł nim zabijać, już dawno leżałbym martwy.- A, no tak! To jest Maks. - Wiki wskazała na tego chłopaka, a potem na mnie, mówiąc - A to jest Marcin.Podaliśmy sobie dłonie, choć od razu można było wywnioskować, że przyjaciółmi nie zostaniemy. - Przepraszamy, ale przyszliśmy tutaj t a ń c z y ć, więc wybacz... - Odezwał się ten chłopaczyna i chwycił Wiki za rękę. - Zgadza się. Do zobaczenia - dodała przyjaciółka mojej siostry i odeszła za rękę z tym całym Maksem. W ogóle co to za imię? Maks?Jak dla psa...
***
             Dzisiejszy wieczór był niesamowity. Usłyszałam kilka komplementów na swój temat w szczególności od chłopaków. Ślicznie wyglądasz! Jesteś cudna! Fantastycznie wyglądasz, kiedy się uśmiechasz. Świetnie tańczysz. Miło jest, kiedy od czasu do czasu moje uszy mogą podelektować się takimi słowami. Wracałam do domu z Maksem. Odprowadził mnie pod samą klatkę.- To był cudowny wieczór - powiedziałam. - Tak. Z tobą zawsze jest fajnie - odezwał się. . - Oj tam! Bez przesady. - Musiałam zmienić temat, ale nie wiedziałam, że ten też nie będzie odpowiedni. - Jak na początek października to jest dość zimno. - Zgadza się. W tym momencie Maks podszedł do mnie i przytulił, mówiąc:- Może teraz będzie ci cieplej. - Być może... - odpowiedziałam, odpychając go. - Gdybym nie musiała iść do domu. Cześć! Otworzyłam drzwi i weszłam do klatki. Gdzieś w oddali brzmiało "maksowe" hejMoże nie zachowałam się zbyt grzecznie, ale zrobił to niespodziewanie i nie pytał mnie o zdanie. Niektóre dziewczyny pewnie oszalałyby z radości, ale ja nie należę do tej grupy.         Z SMS'a od wielbiciela dowiedziałam się, że rzeczywiście uczy on się w naszym gimnazjum. Nie chciał jednak ujawnić się od razu. No trudno... Jakby to powiedziała Marlena: Life is brutal, very brutal. Właśnie! Prawie z nią dzisiaj nie rozmawiałam. Usiadłam przy biurku i włączyłam komputer. Akurat była dostępna na skype'ie. Zadzwoniłam i odebrała. - Jak tam po imprezce?- Dobrze... Widziałam Marcina z Sylwią. Oni coś ze sobą? Świetnie wyglądał...- No wiesz, ja doradzałam - odpowiedziała, uśmiechając się dumna z siebie. - Nie są ze sobą. To Sylwia uczepiła się jego jak rzep psiego ogona. - No cóż... Trzeba przyznać, że całkiem nieźle ze sobą wyglądali.- Nie, jemu podoba się ktoś inny. A jak tam u ciebie z Maksem? - Odprowadził mnie pod klatkę, rozmawialiśmy, że jest październik i zimno, a on podszedł i mnie przytulił. - Ej, to chyba fajnie, nie?- Nie! To nie jest to, co było kilka lat temu. Ja nic do niego nie czuję ani nie jesteśmy przyjaciółmi. A parą nie będziemy, na pewno nie...- Wiki, spokojnie... A co tam z tym twoim wielbicielem?- Nadal nie znam jego imienia. Ale postanowiliśmy się spotkać, prawdopodobnie w najbliższą sobotę. - Świetnie. Wiesz, co pogadałabym dłużej, tylko mama woła na kolację. - Okej. Pozdrów Marcina. Papa. - Na razie, Trzymaj się. 


_________________________________________________________________
Z tego względu, że dawno nie pojawiała się tutaj notatka. Dodałam dzisiaj dwie. Mam nadzieję, że uzbroiliście się w cierpliwość i wytrwale czekaliście na kolejny rozdział. Postaram się teraz dodawać notatki z mniejszymi przerwami, żebyście nie musieli czekać tak długo. 
Pozdrowienia, 
~~Ami 

Rozdział 7 Urok dziewczyny

   Marlena czekała na Wikę przed szkołą. Chciała z nią pogadać. Minęła chwila, nim przyjaciółka zjawiła się. 
- Hej! Po raz kolejny dzisiaj  - uśmiechnęła się dziewczyna. - Idziemy? 
- Tak!
- Marlena, z kim idziesz na dyskotekę? 
- Nikt mnie nie zaprosił, więc nie idę. A ty?
- Ja mam partnera - powiedziała widocznie zadowolona Wiki. 
- O! To super! To ten wielbiciel? Czyli jednak uczy się w naszym gimnazjum? - pytała podekscytowana Marlena. 
- Nie, ten chłopaka się nie odzywał. Idę z Maksem z mojej klasy. Napisał mi dzisiaj karteczkę na plastyce czy chcę z nim iść. Super, nie? 
- Tak. Super - odpowiedziała przyjaciółka, trochę zawiedziona. 
"On naprawdę nie umie niczego załatwić!" - skarciła brata w myślach. 
            Dziewczyny doszły do swojego bloku i pożegnały się.
***
            O 16 Marlena czekała na Sylwię tak, jak się umawiały. Dziewczyna zjawiła się z piętnastominutowym  spóźnieniem.  Widocznie już przygotowana na dyskotekę, bo była ubrana w  płaszcz, czerwoną obcisłą spódnicę, czarną bluzkę na cieniutkich ramiączkach, beżowe rajstopy i botki na ok. siedmiocentymetrowym słupku. Włosy wyprostowała. 
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała i uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że się nie obraziłaś.
- Nie, skąd? Jak można być obrażonym na Księżniczkę?
- Cha! cha! Marlena, miła jak zawsze.
- Daruj sobie! Po co przyszłaś?
- Tak właściwie to przyszłam, żeby zobaczyć się z  Marcinem. Jest może w domu? 
- Idziesz z nim na dyskotekę? Już mu współczuję... A uważasz, że gdzie ma być? Szykuje się, bo przecież nie może źle wyglądać przy Królewnie. 
Marlena podeszła do drzwi, otworzyła je i krzyknęła:
- Marcin! Masz gościa u mnie w pokoju! 
- Co? - Marcin wychylił głowę ze swojego pokoju. 
- Masz gościa, który czeka na ciebie w m o i m pokoju. Pośpiesz się, bo nie mogę dłużej patrzeć na ten wypielęgnowany ryjek.
Marcin podszedł do Sylwii, przywitał się i zdziwiony zapytał:
- Nie byliśmy umówieni o 16.30 pod szkołą? 
- Byliśmy, ale postanowiłam, że lepiej będzie, jeśli będziemy szli razem. 
- Okej... Tylko, że ja nie jestem jeszcze gotowy. 
- To nic - wtrąciła się Marlena. - Zabierz mi stąd tę lalunię, bo zaraz padnę, jak dłużej na nią popatrzę. 
       
             Dyskoteka zaczynała się o 17. Wiki umówioniona była z Maksem o 16.45. Czekała, więc ubrana płaszczyk, czapkę, szalik, jaskraworóżową bluzkę na ramiączka, beżowe rajstopy, wiązane czarne trzewiki i rozkloszowaną tiulową spódniczkę, podobną do spódniczek baletnic. Dziewczyna bardzo rzadko wkładała spódnice, choć stanowiły sporą część jej garderoby. Wyglądała uroczo. Widziała, że Marcin z Sylwią już weszli do budynku.  Niedługo po tym zjawił się Maks. Przywitali się i przekroczyli próg szkoły. Po rozebraniu się z wierzchnich ubrań Wiki zauważyła, że partner ma na sobie czarny T-shirt z szarym nadrukiem, dżinsy z wąskimi nogawkami i trampki. 

             Wszyscy po zostawieniu kurtek w szatni, musieli udać się do sali gimnastycznej. Panował tam już tłok,a od ścian odbijały się kolorowe światła. Z głośników brzmiała piosenka James'a Arthura You're Nobody 'Til Somebody Loves You. Niektóre pary już tańczyły na parkiecie. 
            Marcin, ubrany w błękitną koszulę, spodnie z wąskimi nogawkami, w trampkach z kolorowymi sznurówkami i włosach postawionych na żel, tańczył z Sylwią, odwrócony twarzą do wejścia. Kiedy zobaczył roześmianą Wiki, wchodzącą do sali z Maksem, stanął jak wryty. Urok dziewczyny chyba go zaczarował.